Nałożyłem Soft99 Fusso Coat 12M Wax Light New Formula na moją Škodę Superb III i w jednej chwili poczułem, że to już nie zwykłe auto flotowe, tylko samochód po metamorfozie rodem z programu „Pimp My Ride”. Jeszcze wczoraj wyglądał jak solidny menedżer w koszuli z sieciówki, a dziś błyszczy jakby właśnie wyszedł z czerwonego dywanu w smokingu szytym na miarę przez Japończyków.
Proces aplikacji? Zaskakująco prosty. Nie czułem się jak mnich benedyktyński cierpliwie kopiujący manuskrypty, tylko raczej jak barista, który jednym ruchem potrafi zrobić idealną piankę. Puszeczka wygląda niepozornie, a daje efekt jakby lakier dostał drugą warstwę skóry – tym razem z kevlaru i teflonu w jednym.
Hydrofobowość? To jest widowisko. Deszcz nie pada na auto, on wręcz ucieka. Krople tańczą po masce jak spłoszone wróble, spływają w panice, zostawiając powierzchnię suchą i lśniącą. Po latach jeżdżenia autem, które piło każdą kałużę jak gąbka, nagle patrzę i myślę: „to nie Superb, to Lotus z funkcją auto-dry”.
Trwałość? Pierwsze tygodnie pokazały, że to nie romans na chwilę. To małżeństwo z intercyzą, podpisane krwią i lakierem. Producent mówi „12 miesięcy”, i wcale się nie zdziwię, jeśli ten pancerz przetrwa dłużej niż niejedna motoryzacyjna moda.
Jedyny minus? Zapach. Nie jest to nuta cytrusów ani wieczornego oceanu. Bardziej jakby chemik w białym kitlu krzyknął: „działa, to nie pachnie”. Ale szczerze – kto wącha puszkę wosku, kiedy przed oczami ma efekt świeżo wypolerowanego samurajskiego miecza?
Podsumowując: Fusso to nie wosk, to stan umysłu. Po jego aplikacji Superb przestaje być „praktycznym środkiem transportu”, a zaczyna być „obiektem zazdrości sąsiadów”, lśniącym jakby miał prywatną ochronę CIA. 10/10 – japoński zen w puszce.