Jako pasjonat dbania o autko z coraz większym doświadczeniem, przetestowałem już wiele różnych wosków – zarówno naturalnych, jak i hybrydowych. Jednak Fireball Alien Blood Wax to jeden z tych produktów, które od pierwszego użycia robią wrażenie i przypominają, dlaczego woskowanie samochodu potrafi być prawdziwym rytuałem.
Samochód, na którym testowałem wosk, to moja nowa Omoda 5, idealny kandydat, by sprawdzić, jak dobrze produkt potrafi podbić głębię czarnego koloru. Już po pierwszym przetarciu aplikatorem wiedziałem, że to nie jest zwykły wosk – jego konsystencja jest gładka, masłowata, bardzo łatwa do nabrania, a zapach… wręcz uzależniający. Nie ma tu mowy o duszącym aromacie chemii – to raczej przyjemna nuta luksusu, która umila cały proces pracy.
Aplikacja przebiega wzorowo. Alien Blood rozprowadza się równomiernie i nie ma tendencji do „ciągnięcia” czy zasychania na skorupę, jak to bywa w przypadku niektórych twardych wosków. Wystarczy naprawdę cienka warstwa – produkt jest niezwykle wydajny. Co ciekawe, producent zaleca nakładanie na cały samochód i dopiero potem dotarcie – i rzeczywiście, docieranie to czysta przyjemność. Mikrofibra sunie po lakierze jak po lodzie, bez najmniejszego oporu. Zdecydowanie wolę aplikować woski niż ceramiki, bo woski to po prostu przyjemność, a nie walka. A ten szczególnie.
Efekt po zakończeniu pracy? Lakier wygląda jak zalany szkłem. Kolor staje się głęboki, wręcz trójwymiarowy, a refleksy światła dają efekt „wet look”, który kojarzy się z pokazowym wykończeniem samochodów na eventach motoryzacyjnych. Na moim czarnym lakierze połysk nabrał takiej głębi, że auto wyglądało jak świeżo po profesjonalnym detailingu.
Po kilku godzinach od aplikacji można zauważyć pełny efekt wizualny i dotykowy. Powierzchnia staje się jedwabiście śliska, aż mikrofibra dosłownie z niej zjeżdża. Właściwości hydrofobowe są świetne – woda formuje drobne, równomierne kropelki, które spływają nawet przy lekkim pochyleniu karoserii. Podczas deszczu efekt wygląda spektakularnie, szczególnie przy sztucznym oświetleniu – niczym na profesjonalnych reklamach.
Pod względem użytkowym – trwałość jest bardzo dobra jak na naturalny wosk z 32% carnauby. Realnie utrzymuje się ok. 2 miesięcy, przy regularnej pielęgnacji. Dodatkowo można go łączyć z quick detailerami Fireballa, by wydłużyć ochronę i odświeżyć połysk. Jednak trwałość to nie jest problem, bo czasem aż czekam, aż w końcu ten czas minie i będę mógł znów go zaaplikować, bo mnie to po prostu relaksuje.
Na plus także opakowanie – metalowa puszka z eleganckim designem, która wygląda jak coś z segmentu premium. To drobiazg, ale w detailingu liczy się każdy szczegół – od zapachu, przez teksturę, po wygląd pudełka na półce w garażu.
Podsumowując: Fireball Alien Blood Wax to wosk klasy premium, który łączy łatwość pracy z efektem wizualnym na najwyższym poziomie.
- Aplikacja – bajecznie prosta.
- Połysk – jak po polerce na pokaz.
- Śliskość i hydrofobowość – mistrzostwo.
- Wydajność – imponująca.
Jeśli ktoś szuka naturalnego wosku z duszą, który zapewni efekt show car i frajdę z aplikacji, to Alien Blood jest dokładnie tym, czego warto spróbować. Na moim aucie wygląda obłędnie – lakier dosłownie „żyje” w świetle słońca.