Przyznam szczerze – już sama nazwa “Sexy Lady Wax” brzmi obiecująco, ale dopiero po aplikacji przekonałem się, że ten produkt naprawdę potrafi zrobić efekt „wow”. Nakładałem go na moją Omodę 5 w kolorze Carbon Black – czyli czarny lakier z delikatnym metalicznym połyskiem, który potrafi być wymagający, jeśli chodzi o wykończenie i smugi. A tutaj? Perfekcja w czystej postaci.
Aplikacja to czysta przyjemność – wosk ma konsystencję masełka, bardzo łatwo się rozprowadza nawet cienką warstwą. Nakładałem kolistymi ruchami na chłodny lakier, odczekałem około 10 minut i dotarcie było banalnie proste. Mikrofibra sunęła po powierzchni bez najmniejszego oporu, bez smug i bez „mazów”, które czasem potrafią pojawić się przy naturalnych woskach (a testowałem wosk z Sofa99 i nie było tak łatwo na innym aucie). Już na etapie docierania lakier zaczynał dosłownie nabierać głębi – czarny zrobił się bardziej soczysty, jak mokry.
Po pełnym utwardzeniu efekt przeszedł moje oczekiwania. Chiny Chinami, ale moja Omoda wyglądała, jakby lakier był oblany szkłem – odbicia, głębia i ten charakterystyczny połysk auta z salonu, który po prostu przyciąga wzrok. W słońcu kolor Carbon Black dostał drugie życie – pigmenty zaczęły mienić się jeszcze intensywniej, a karoseria wyglądała jak lustro.
Do tego dochodzi efekt hydrofobowy – woda po prostu ucieka z lakieru. Testowałem po kilku dniach na myjni bezdotykowej – wyglądało to fenomenalnie, krople były idealnie kuliste i momentalnie spływały z powierzchni. Po deszczu auto praktycznie pozostaje czyste, co zawsze robi wrażenie.
Na plus także zapach – nie jest duszący, raczej elegancki, lekko perfumowany, co sprawia, że sama aplikacja to bardziej detailingowy rytuał niż obowiązek.
Trwałość po około dwóch miesiącach? Nadal dobra. Nie jest to twardy Fusso, ale łatwość aplikacji i efekt wow to jednak domena Fireballa. Zauważalna śliskość, połysk i hydro utrzymują się świetnie.
Podsumowując – Sexy Lady Wax to coś więcej niż tylko wosk. To kosmetyk, który realnie podnosi wygląd auta na poziom okładki z magazynu. Dla czarnego lakieru – bajka. Dla mnie – produkt, do którego z przyjemnością wrócę. Bo kiedy po skończonej aplikacji patrzysz na swoje auto i masz wrażenie, że wygląda lepiej niż w salonie… wiesz, że trafiłeś w dziesiątkę. A cena? Jest drogo, ale warto.