Testowałem Glossify na Polo mojej córki z 2002 roku. Lakier? No wiadomo – przez 20 lat trochę się przeżyło. Blaknięcie, drobne ryski, szarość zamiast głębi. No i co? I wpadło mi w ręce to cudo z Cleantle.
Na początku zrobiłem jak pisali – psiknąłem na mokre auto po myciu i przetarłem mikrofibrą. Efekt był OK, ale... bez szału. Dopiero jak zrobiłem to na sucho – psik na mikrofibrę, a potem delikatnie rozprowadziłem na lakierze – to się zaczęło dziać! Auto zrobiło się ciemniejsze, bardziej błyszczące, no i aż się chciało go dotykać – takie śliskie to się zrobiło ... magia?
Nie wiem co oni tam wsadzili (jakieś polimery i inne mądre rzeczy), ale działa. Ryski jakby mniej widać, lakier się błyszczy jak po wosku, a roboty przy tym praktycznie zero. Psik, przetrzyj i gotowe.
Krople same spływają. Brud się mniej czepia. A co najlepsze – można to też dać na plastiki i felgi, i tam też ładnie siada.
Powiem Wam, że jak psiknąłem, to córka zapytała, czy umyłem jej auto, czy użyłem jakichś „męskich perfum na koła”. Serio – pachnie jak coś z półki w Douglasie, tylko że dla aut.
Podsumowując: dla amatora jak ja – sztos. Mało roboty, a efekt jakby się człowiek znał. I to wszystko na 20-letnim Polo. Polecam – tylko serio, psikajcie na mikrofibrę i róbcie na sucho. Na mokro może być OK, ale na sucho to już jest ogień.