Skoro tutaj trafiłeś/trafiłaś to zapewne szukasz dawki wiedzy na temat Samby Wax ;) Może jesteś początkującym amatorem detailingu, może szukasz wosku na prezent, a może jesteś starym wyjadaczem w tym temacie i półka z woskami się już ugina, a mimo tego szukasz czegoś nowego / ciekawego do swojej kolekcji jak to było w moim przypadku – poświeć 2 minuty i sam zadecydujesz czy to jest to!
Na wstępie powiem krótko – Binder Samba wax jest według mnie fenomenalnym letnim woskiem!
Zaczynając od efektownego, czarnego, solidnego opakowania, które wyrażania się na tle innych. Czuć, że mamy ‘coś’ więcej.
Skoro mamy ‘letniaka’ to oczekujemy fajnego zapachu który umilałby nam prace, prawda? Oczywiście że tak ;) Zaraz po otwarciu puszki nasz nos dostaje potężną dawkę zapachu TROPIKÓW, niczym słoneczna Dominikana o zachodzie słońca ;) Taki zapach uwierzcie mi, potęguje jeszcze bardziej samą przyjemność z aplikacji. A propos aplikacji…
Sama konsystencja to typowe ‘masełko’, wosk jest baardzo tłusty. Topi się pod samym dotknięciem aplikatora. Tutaj moja rada – nabieramy minimalną ilość na pad. Nie ma potrzeby podbierania ‘na bogato’. Jak od kilku lat smaruje hobbistycznie przeróżnymi woskami, tak Sambą chyba pracowało mi się najprzyjemniej. Poprzez swoją oleistość aplikator sam sunie po lakierze. Typowy chill.
Czas na szybkie dotarcie? Nie, nie ;) Tutaj mamy reeelax. Możemy iść spokojnie na kawę, ciastko…hmmm w sumie to możemy nawet się zdrzemnąć ;P Producent zaleca dotarcie w przedziale 30-60 minut i tak też zrobiłem. Celowo zostawiłem kilka elementów na 1h i.. żadnych problemów.
Przypuszczam, że zostawienie wosku na lakierze na całą noc w garażu i poranne dotarcie nie sprawiłoby kłopotów. Tutaj trzeba dodać, iż Samba Wax zawiera ok. 35% carnauby (sporo) więc tym bardziej user friendly – 10/10! Brawo!
W moim przypadku docierałem MF o gramaturze